Dlaczego o logistyce?

Opole, cotygodniowe spotkanie z planszówkami ok. 2008 r.

Klema: W co gracie?

Ozy: W taką trudną, wojenną grę.

Voldemort: Ale spokojnie, w 4 godziny powinniśmy się wyrobić.

Klema: 4 godziny na jedną grę? Przecież w tym czasie można by rozegrać trzy inne dobre tytuły!

Narrator: No właśnie.

Każdy planszówkowiec powinien przynajmniej raz w życiu pojechać na targi Spiel do Essen. Albo – jeśli ma taką możliwość – wybrać się do Norymbergii, gdzie jest znacznie spokojniej, ale nie mniej widowiskowo. Tym bardziej pielgrzymkę do tych miejsc powinien zaplanować autor kolejnego bestsellera na miarę… No właśnie, czego?

Dobrze jest pojechać, przyjrzeć się i zastanowić, czym można wyróżnić się spośród blisko 1000 premier gier, odbywających się w tym samym miejscu i czasie.

Można nabrać wiele pokory.

blog 1

Tłum graczy i wydawców na targach Spiel

Gry są już praktycznie na każdy temat. Poza tym fakt, że jakiś temat nie został poruszony w grach, to może właśnie wynik jego niszowości? Czyli lepiej w ogóle go nie poruszać, bo nakład posłuży ci w najlepszym przypadku jako opał w kominku…

Ale spróbujmy.

W gry wojenne gram nieprzerwanie od 20 lat. Ale od ładnych paru lat nie stronię i od euro gier, także tych rasowo ekonomicznych.

W grach wojennych na pierwszym planie są zawsze oddziały, dzielni wojacy i ich rumaki, względnie Tygrysy i Pantery. Co prawda trochę mało groźne na tych niewielkich żetonikach, ale zdarzają się też bloczki, a nawet figurki. Czasami bywa tego sporo…

blog 5

Tzw. monster wargame

Eurogry zazwyczaj koncentrują się na obrocie surowcami lub inwentarzem żywym. Tu kamyczek, tam drewienko, tu rybka, tam owieczka i hyc! Mamy dwie owieczki! Oczywiście wszystko najlepiej w drewnie, im bardziej nietypowy kształt, tym lepiej. Co powiecie na rogate ranczo?

blog 3

Cowboy Farm

Ale czy to właśnie w ten sposób chcemy wyróżnić się z tłumu 1000 premier rocznie?

Nie, dzięki.

Spróbujemy inaczej.

Legun (Jarosław Flis) napisał we wstępie do swojej doskonałej gry „Rok 1920”, że jest to gra wodzowska, a nie kwatermistrzowska. A gdyby tak zrobić na odwrót – grę kwatermistrzowską, a nie wodzowską?

Tylko jaki znaleźć temat, żeby grę dobrze sprzedać (w tym wypadku „dobrze” to jest kilkaset sztuk rocznie, co wcale to nie takie łatwe – jeśli uważasz inaczej, sprawdź ten link).

Oczywiście nasza gra kwatermistrzowska musi być osadzona fabularnie w II wojnie światowej. Niech całe Hollywood zapracuje na naszą chwałę! A najbardziej znany temat z drugiej wojny? Czterej pancerni i pies! Nie, wróć, sorry… Normandia! A może jednak Ardeny? (swoją drogą, moja pierwsza gra była właśnie o Ardenach, ale wstyd).

No tak, ale nie zamierzałem tworzyć tysiąc czterysta dwudziestej czwartej gry o Normandii ani tym bardziej stupięćdziesięciotysięcznej gry o Ardenach. Tak to my się przez te 1000 premier nie przebijemy…

Skoro „najlepsze” tematy odpadają, to co nam pozostaje?

Zaraz, zaraz, a czemu nikt nie tłumaczy co się wydarzyło pomiędzy czerwcowym lądowaniem Aliantów w Normandii, a grudniową ofensywą Niemców w Ardenach?

Niemcy uciekają, Alianci ich ścigają, i tak przez kilkaset kilometrów Francji, Belgii, Luxemburga i Holandii. Wyglądało to mniej więcej tak:

blog 4

Pościg do Wału Zachodniego, wikimedia commons

Ot zwykły pościg za uchodzącym wrogiem.

I co, rolą jednego gracza będzie po prostu uciekanie? To tak, jakby w „Pędzących żółwiach” grał kapustą.

STOP.

Przecież my tu nie chcemy robić gry wojennej! Robimy grę logistyczną!

To jest przecież idealny temat na taką grę, dobrze omówiony w źródłach, wspomnieniach!

Montgomery (dowodził Brytyjczykami, Kanadyjczykami i Polakami) twierdził, że trzeba było zabrać całe zaopatrzenie Pattonowi i dać jemu (razem z dowodzeniem nad Amerykanami), to wtedy na pewno przekroczyłby Ren i zajął Berlin jeszcze w 1944 r., korzystając z dobrych niemieckich autostrad.

Patton pisze dokładnie na odwrót – trzeba było zabrać całe zaopatrzenie flegmatycznym Brytyjczykom (na szczęście nie ma nic do Polaków) i dać jemu, to oczywiście nie tylko zdobył by szybko Berlin, ale też wyprzedził i zepchnął by Brytyjczyków do morza, gdzie przecież jest ich miejsce (Rule Britannia, rule the waves…).

No a Bradley wspomina, że wszystko byłoby inaczej, gdyby można było szybciej korzystać z potężnego portu w Antwerpii, a nie ciągnąć zaopatrzenie z normandzkich plaż. Ale Antwerpia, podobnie jak Szczecin, wcale nie jest nad morzem, tylko kilkadziesiąt kilometrów w głębi lądu. No i tych kilkadziesiąt kilometrów Niemcy uparcie bronili aż do listopada 1944. A może trwało to tak długo, bo zadanie realizował Montgomery?

blog 6

Monty, Bradley i Patton, zdjęcie sprzed desantu w Normandii, więc się jeszcze do siebie uśmiechają 

Widzicie jak ci generałowie marudzą w swoich wspomnieniach, jak tłumaczą się z porażki? Coś jak gracze po nieudanej rozgrywce.

Nasza gra logistyczna powinna więc wywołać podobne emocje, umożliwić Wam narzekanie po przegranej partii w dokładnie ten sam sposób. 😉

O tym, jak starałem się uzyskać ten efekt, przeczytacie w kolejnych odcinkach.

Waldek Gumienny

0 Udostępnień